Mówi się, że oceniamy innych na podstawie tego, co robią, a siebie na podstawie intencji.

Ale inni postrzegają nas na podstawie naszych działań, a nie naszych myśli. Jacy zatem jesteśmy naprawdę? Czy kształtuje nas to, co myślimy i jakie mamy intencje, czy to, co robimy?

Pomyślmy wspólnie. Jak często myślimy, żeby coś zrobić, ale pozostaje to w sferze tzw. pobożnych życzeń, nawet jeśli nam na tym zależy. Tłumaczymy to tym, że potrzebna jest silna wola. Ale dlaczego potrzebna jest siła, żeby, np. wysłuchać kogoś, nie przerywając mu? Albo żeby przestać objadać się wieczorami? Albo, żeby zabrać głos w dyskusji, wypowiadając własne zdanie. Dlaczego potrzebna jest także siła do tego, żeby czegoś NIE robić ?

Otóż, dzieje się tak, ponieważ nawet mała zmiana wymaga wysiłku.

Jak to się biologicznie dzieje? Otóż nasz organizm przez setki tysięcy lat ewolucji „ zorganizował się’ w taki sposób, że to, co często powtarzane staje się łatwiejsze i bardziej automatyczne. Układ nerwowy zmienia się w taki sposób, że sygnały idące drogą częściej używaną przemieszczają się szybciej. Nie będę opisywała w szczegółach. Porównam to do wydeptywania ścieżki przez las: im częściej jest używana, tym większa szansa, że znowu jej użyjemy, nawet jeśli nie dociera dokładnie tam, gdzie chcemy, bo jest wygodniejsza i szybsza. Tak też dzieje się z drogami pobudzenia w układzie nerwowym: nasz zwyczajowy, powtarzany sposób zachowania „wydeptuje ścieżkę” w układzie nerwowym. Pobudzenie układu nerwowego powoduje aktywację wybranych mięśni, a pobudzanie tych samych dróg nerwowych powoduje pobudzanie i używanie tych samych mięśni.

To nie dzieje się w sensie przenośnym, ale fizycznie kształtuje nasze ciała. Dzieje się tak, jak przy systematycznych ćwiczeniach fizycznych: mięśnie częściej używane stają się sprawniejsze, a zatem ich użycie wymaga mniej wysiłku. A mięśnie rzadziej używane powoli zanikają, a zatem ich użycie staje się nie tylko trudne, ale czasem wręcz bolesne. Dlatego tak trudno zmienić coś, nawet jeśli tego chcemy i nawet jeśli wydaje się, że nie wymaga za dużo wysiłku.

I tak docieramy do odpowiedzi na pierwsze pytanie: jestem tym, co robię.

Może zatem warto zwrócić uwagę na to, co robię często, bo to wchodzi w krew i kształtuje mnie? Jak spędzam czas wolny: na kanapie, wśród ludzi, przy komputerze? Czy tak właśnie chcę? Jak się zachowuję, kiedy coś mi nie wychodzi: wpadam w gniew, uciekam, szukam winnych, a może tłumaczę sobie, że to nie było ważne? Czy tak właśnie chcę? Czy potrafię jasno, ale z poszanowaniem godności innej osoby poprosić o coś lub odmówić prośbie? A jeśli to czego chcę, nie jest zgodne z tym, jak obecnie się zachowuję czy reaguję? Czy to można zmienić?

Dobra wiadomość jest taka, że owszem, można. Wymaga to trochę wysiłku. Tą nową dróżkę trzeba wydeptać. Stara nie zniknie tylko dlatego, że się bardzo chce: trzeba zacząć wydeptywać nową ścieżkę, aż stanie się wygodna i szeroka.

Jeśli chcesz coś zmienić, nie musisz rzucać się na głęboką wodę: dużo skuteczniej jest zacząć powoli, ale systematycznie wydeptywać nową ścieżkę, nie myśleniem o niej, ale fizycznie: próbując i ćwicząc. Dzielenie się własnym punktem widzenia zacznij od jednego zdania, zmniejszenie objadania się od rezygnacji z pierwszego ciastka, a odmawianie od pierwszego jasnego „nie” w niezbyt ważnej sprawie.

Tylko na tym nie poprzestań: ćwicz te „mięśnie” systematycznie i od czasu do czasu stawiaj wyżej poprzeczkę. Jeśli czasem nie uda ci się, czyli wpadniesz znienacka na starą ścieżkę: nie załamuj się, to jest normalne, ostatecznie jest ona szeroka i wygodna. Popatrz na to trochę z ciekawością i trochę z kpiną: „upps, znowu mnie ściągnęła…”. I spokojnie, następnym razem wróć do wydeptywania nowej.

Życzę ci powodzenia w wytyczaniu twojej własnej ścieżki przez las.

Magda